Czas nie zawsze bywa naszym sprzymierzeńcem. Jako papierowy szkielet Pan Pampkin miał przecież nikłe szanse na spłatanie psikusów w Halloween. Liście spadały z drzew, przyszły pierwsze przymrozki i pora na grzańca. Mijały kolejne dni, nim mogłam go dokończyć. W efekcie radosnym wyglądem nowej zabawce bliżej teraz do Gwiazdki niż do Zaduszek.
Zdradzę Wam, że Pan Pampkin dał się już poznać jako wielki admirator śniegu i norweskiej ekipy skoczków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz