Podobnie jak jej pierwowzór Madam Kostucha wykonana w całości z masy papierowej. I choć w naszym saloniku znajdziecie urodziwsze panny - to właśnie ona uznawana przez niektórych jest za szczyt moich papierowych osiągnięć. Ale, ale. Ciekawe, jak oceniliby ją rdzenni Meksykanie...
Meksyk jest właśnie krajem, który mnie szalenie inspiruje, a w którym specjaliści od papierowej pulpy bywa, że stają się sławni, a ich dzieła - rozchwytywane. Taką postacią był chociażby Pedro Linares (1906 -1992). Natchnienie potrafił odnaleźć nie tylko w symbolach śmierci, ale również - a może przede wszystkim - we własnych snach. W jednym z nich nawiedziły go mistyczne twory - barwne krzyżówki różnych zwierząt - które same okrzyknęły się mianem "alebrijas". Dzięki papier mache Pedro mógł nadać im materialną postać - na tylą intrygującą, że wśród admiratorów jego talentu szybko znaleźli się Diego Riviera i Frida Kahlo. Co ciekawe, przedziwnej urody zabawki dzielnie stawiły czoła upływowi czasu, a wynik ich starcia z Kostuchą zakończył się "1:0". Jak to możliwe? Po śmierci artysty surrealistyczną tradycję kontynuuje jego rodzina.
Meksyk to nie tylko rodzina Linares. Większość jednak twórców pozostaje anonimowa. Ich talent rozkwita głównie w Święta Zmarłych. Na cmentarzach, straganach, w domach pojawiają się anioły, diabły, szkieletorki, czaszki... Wśród tej gromadki jest i miejsce na wizerunek Pani Śmierci, wspomnianej przeze mnie La Catriny. Jednym widzą w niej katolicki danse macabre i aztecką boginię Mictecacihuatl, inni - miks haute couture z turpizmem. Mi przywodzą na myśl sztychy jej twórcy, meksykańskiego ilustratora i satyryka - Jose Guadelupy Posady. Dla niego La Calavera Catrina była w głównej mierzemeksykańską snobką, która zaprzedała duszę modowym nowinkom płynącym z dekadenckiej Europy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz